Po około godzinnej wędrówce docieramy zielonym szlakiem na Markowe Szczawiny gdzie przy nowym schronisku robimy przerwę na posiłek. Ostatni raz w tym miejscu byłem przed 25 laty jako nastolatek samotnie wchodzący na Babią Górę, niewiele pamiętam z tamtych czasów, jak przez mgłę tylko rysuje mi się obraz starego drewnianego schroniska, które zostało teraz zastąpione nowoczesnym budynkiem. Trochę się obawiałem wyglądu nowej budowli bo sporo kontrowersji budził w sieci wśród licznych turystów, jednak sam budynek pomimo nowoczesnego wyglądu dobrze się wkomponował w otoczenie i mi osobiście przypadł do gustu zarówno wyglądem jak i miłą obsługą serwującą nam bardzo smaczne pierogi.
Po posiłku i odpoczynku przed schroniskiem kierujemy się na żółto znakowany szlak nazywany Percią Akademików, uważany za najtrudniejszy w polskiej części Beskidów, co budzi lekki niepokój u mojej towarzyszki, gdyż dla niej jest to debiut w tego rodzaju przygodzie z górami, no ale kiedyś trzeba zacząć.
Wędrujemy pomału w górę przez las zupełnie sami, o tej godzinie nikt w kierunku szczyty nie podąża, a ci co byli na górze już zeszli, wokoło tylko słychać szum potoków i głosy przeróżnych ptaków. Możemy w zupełnej samotności napawać się otaczającą nas przyrodą, tylko czasami wszędobylskie muszki zakłócają ten nastrój, są ich takie ilości że prawie za każdym razem gdy próbuję coś focić wlatują mi w kadr.
Ścieżka przez las szybko się kończy i zaczyna się przed nami wyłaniać w całej okazałości masyw Babiej Góry, a w raz nim pojawiają się pierwsze trudności na szlaku, odcinki ubezpieczone łańcuchami i klamrami.
Bogna pomimo że to jej pierwsze spotkanie z łańcuchami na górskim szlaku i z początku niepewnie stawia kroki, śmiało naciera do przodu i z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej jej się to podoba.
I tak na przemian łańcuch,klamra trochę za pomocą rąk pniemy się do góry, a za naszymi plecami pojawiają się przepiękne widoki na pozostałe pasma Beskidów i miejscowości leżące w dolinach u ich stóp.
Minęła ponad godzina od wejścia na żółty szlak i w końcu jesteśmy na szczycie, wieje mocno ale widoki dookoła cudowne, wspomniane wcześniej pasma Beskidów, na południu widać Tatry, Wielką i Małą Fatrę, oraz charakterystyczną sylwetkę Wielkiego Chocza...jest po prostu bajecznie, karma dla duszy każdego górołaza. Jesteśmy zupełnie sami nikogo oprócz nas na szczycie.
Zadowoleni i lekko zmęczeni robimy dłuższą sesję foto na szczycie, podjadamy czekoladę popijamy piwko, leniuchujemy i po prostu chłoniemy wszystko co widać dookoła w oczekiwaniu na zachód słońca. Zachód słońca niespodziewanie szybko następuje, słonko chowa się gdzieś za horyzontem zaczyna się lekko ochładzać a wiatr się zmaga. Ruszamy więc na miejsce planowanego noclegu, szałasu znajdującego się o 10 minut drogi w dół, pod szczytem po słowackiej stronie.
Szałas na szczęście wolny, żadnych innych amatorów noclegu w przyrodzie jak do tej pory nie widać. Rozkładamy zatem nasz sprzęt i przygotowujemy kolację i to nie byle jaką. Jest wino, wędliny, sery no i atrakcja wieczoru ananas w całości.
Noc szybko zapada, kolacyjka się kończy pomału, dociera do nas grupa Słowaków również amatorów wschodu słońca. Robi się ciasno, ale jakoś się mieścimy, wskakujemy w śpiwory i próbujemy zasnąć. Ale sen jakoś nie nadchodzi co chwilę albo Słowacy albo my spoglądamy czy już czasem nie pora wyjść na wschód żeby go nie przegapić. Po kilku godzinach Słowacy już nie wytrzymują i ruszają, my w chwilę po nich zbieramy nasze "graty" i gnamy na szczyt. Wiatr na szczycie jeszcze większy niż wieczorem, ubieramy na siebie wszystko co mamy i wraz z kilkudziesięcioma osobami,które nie wiem skąd się wzięły oczekujemy na upragniony spektakl, aparaty i statywy idą w ruch, wszystkie oczy skierowane na wschód.
I w końcu jest, powoli się wyłania zza horyzontu rozjaśniając niebo, najpierw kawałeczek,potem połówka i w końcu całe słońce zaczyna oświetlać góry wokół nas, ukazując je w porannych promieniach.
Nadal mocno wieje i jesteśmy coraz bardziej zziębnięci dlatego po kilkunastu minutach zaczynamy schodzić ze szczytu szlakiem w kierunku Krowiarek. Im niżej się znajdujemy i im więcej słońce się wznosi nad horyzont robi się przyjemniej i cieplej, a widoki w każdym kierunku są nie do opisania, po prostu rewelacja.
I tak w promieniach wschodzącego słońca podążamy w dół, co chwilę zatrzymując się żeby uchwycić w kadrach naszych aparatów chociaż jakąś część tego co widzimy. W końcu schodzimy z grani i odbijamy na szlak prowadzący Percią Przyrodników w kierunku Markowych Szczawin.Jest to chyba najmniej uczęszczany szlak na Babią Górę ale zarazem najdzikszy i tu doskonale widać pozostałości prawdziwej puszczy karpackiej, ostatniego takiego miejsca w naszych Beskidach.
Powoli nasza przygoda z Królową Beskidów dobiega końca, trochę zmęczenie ale w pełni zadowoleni zmierzamy w miejsce gdzie dzień wcześniej zaczęła się nasza górska eskapada. Jeszcze tylko przy schronisku dojadamy ananasa, popijamy różne napoje, dzielimy się na gorąco wrażeniami i zjawiamy się na parkingu. Góra Niepogód jak czasami nazywana jest Babia Góra tym razem była dla nas bardzo hojna i pokazała nam wszystko to co ma najlepsze do zaoferowania. Dziękujemy.
Link do albumu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz