Rejs zaczynamy z przystani w miasteczku Geiranger, do którego dostajemy się drugą co do ekstremalności zawijaną drogą Norwegii, Orlą Drogą. Przed wejściem na pokład statku mamy jeszcze czas by przyjrzeć się uliczką tej malowniczo położonej miejscowości i uzupełnić zapasy prowiantu. Ja skupiam swoje zainteresowanie na zacumowanych w przystani statkach, łódkach, łódeczkach...
No i w końcu wypływamy w kierunku leżącego na drugim końcu fiordu miasteczka Hellesylt. Statek powoli rusza z przystani i podpływa kolejno pod każdy z większych wodospadów na trasie naszego rejsu. Spadające strumienie wody z wyrastających kilkaset metrów nad poziom wody robią niesamowite wrażenie.
Trasa jest bardzo urozmaicona , za każdym zakrętem pojawiają się coraz to inne zapierające dech w piersiach widoki na fiord i otaczające go urwiste zbocza pasma Tafjordfjella.
Czas szybko biegnie i statek powoli zatacza koło przybliżając się do drugiego brzegu, gdzie ukazują się nam kolejne cudeńka natury.
Drugi urwisty brzeg oferuje chyba jeden z najładniejszych wodospadów Geirangerfiordu, wodospad noszący nazwę ślubny welon.
Widoki cudne, mi jednak cały czas kiełkuje w głowie pomysł wspięcia się na fiord i zobaczenia tego wszystkiego z góry. Zasięgam tu i tam języka, studiuję mapę i już wiem, że ten plan jest do zrealizowania. Za dodatkową opłatą kapitan statku zgadza się przybić do małego pomostu u podnóża fiordu i w kilka osób opuszczamy pokład.
Jednak będą dzisiaj góry! Co prawda niezbyt wysokie, ale ostro w pionie prawie 550 metrów przewyższenia żeby dostać się na grzbiet fiordu. Mozolnie zdobywamy wysokość, co chwilę zatrzymując się żeby złapać oddech i spojrzeć w dół na coraz to bardziej rozległe widoki.
Ścieżka robi się coraz bardziej stroma i w końcu przechodzi w coś w rodzaju skalistej perci zabezpieczonej stalowymi linami, prawie jak na ferratach. Robi się gorąco i to nie tylko od słońca, lot z tego miejsca był by długi...ale piękny.
Po drodze robimy dwie dłuższe przerwy przy opuszczonych ,ale zadbanych farmach, które jeszcze w połowie ubiegłego stulecia były zamieszkane a teraz opiekuje się nimi państwo.
Teraz posuwamy się już grzbietem fiordu, pomału tracąc wysokość zmierzamy w kierunku przystani z której rano wypłynęliśmy. Dalej towarzyszą nam piękne widoki na przeciwległe stoki i na leżący w dole fiord.
I tak po około 4 godzinach od zejścia z pokładu statku docieramy do Geiranger gdzie czeka na nas autobus no i Ci co się nie zdecydowali na pieszy powrót. Mają czego żałować, bo fiord z góry to naprawdę inna bajka...
Link do całego albumu poniżej :)
Piękne te wodospady :-)
OdpowiedzUsuńNorwegia powinna się nazywać krajem tysięcy wodospadów :)
UsuńAleż przepięknie. Szkoda, że Norwegię znam póki co z fotografii. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie nam dane wybrać się i tam. :)
OdpowiedzUsuńMusisz koniecznie nadrobić zaległości z Norwegii :) ja byłem i widziałem tylko niewielką część...będę musiał jeszcze kiedyś w inne rejony zaglądnąć :)
UsuńNie mogę się skupić na opisie, tak mnie 'wkręcają' zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńPoczytam za chwilę, jak złapię oddech:)
Czytanie możesz zostawić na kiedy indziej...opis i tak nie przekaże tego co się widziało :)a fotki ukazują tylko niewielką część ;)
UsuńPiękne zdjęcia. Dziękuję za podpowiedzi u mnie na blogu i na pewno zajrzę kilka razy zanim podejmę decyzję i ustalimy naszą trasę. Norwegia jest piękna i nie wiadomo co skreślić, a co zostawić na liście - wszystkiego nie uda się zobaczyć. Pozdrawiam! Kaśka
OdpowiedzUsuńPiękna i wielka :) chyba w trakcie jednego wyjazdu się nie da wszystkiego dokładnie zobaczyć :) ja mam zamiar kiedyś jeszcze odwiedzić :)
OdpowiedzUsuń