Stojąc na dole wcale tak wielka ta ściana się nie wydawała... ale jak się za około 5 godzin przekonałem spojrzenie z dołu to nie to samo co z góry. Jednak żeby się tam dostać, musiałem pokonać największą atrakcję inżynierii drogowej w Norwegii, uznawaną za jedną z najbardziej ekstremalnych dróg Europy- Trollstigen.
Po zaliczeniu ekstremalnego wjazdu autobusem wijącą się do góry niczym wąż Drogą Trolli, ruszam czym prędzej z zatłoczonego tarasu widokowego na szlak. Tłumy międzynarodowych turystów żądnych widoku spadającego w dół i przecinającego w połowie drogę wodospadu Stigfossen to nie miejsce dla mnie. Na szczęście szlak zaczyna się od razu łańcuszkami, co odstrasza ewentualnych niedzielnych turystów do podążania tą drogą co ja. Upał panuje straszny, słonko grzeje niczym na południu kontynentu. W taką pogodę to Trolli nie spotkam...cóż pozostanie mi tylko podziwianie widoków. Po zdobyciu szybko wysokości ścieżką z łańcuchami, ruszam kamienistą doliną w stronę Trollwall. Po obu stronach doliny piętrzą się tutejsze olbrzymy, w tym dwa najwyższe w tej części gór Bispen 1462 m n.pm i Kogen 1614 m n.p.m.
Wyraźna do tej pory ścieżka znika pomiędzy rumowiskiem skał, teraz zaczyna się mozolne wspinanie po głazach a jedynym punktem orientacyjnym stają się kamienne kopczyki.Ale są na tyle często poustawiane że zgubić się nie można.
Na szczęście po wyjściu na przełęcz miła i chłodna niespodzianka. Zaczynają się pola śniegowe i zmrożone jeziorka w których można się orzeźwić i zażyć kąpieli, oczywiście jak ktoś jest "morsem ".
Pojawiają się też coraz to bardziej rozległe widoki na okoliczne częściowo ośnieżone szczyty i urocze skute lodem niebieskie jeziorka.
Stąd to już tylko kawałek do krawędzi Trollwall, krótkie ostre podejście kamienistym stokiem i melduję się na górze. Ostrożnie podchodzę na skraj przepaści i teraz dopiero odczuwam że stoję blisko 1500 metrów nad dnem doliny, a z dołu tak niewinnie to wyglądało...
Teraz zasłużony odpoczynek, czas na prowiant i obowiązkową sesję fotograficzną. Pasek aparatu owijam mocno na ręce i zaglądam tu i tam non stop pstrykając.
I znowu to co najmniej w tym wszystkim lubię. Trzeba wracać i to tą samą drogą bo innej nie ma... no chyba że się ma ze sobą spadochron to można spróbować base jumpingu, który co prawda jest tu od jakiegoś czasu zakazany ze względu na dużą ilość wypadków, ale ponoć dalej znajdują się ryzykanci lubiący dużą dawkę adrenaliny. Nie mam na wyposażeniu "skrzydła" więc schodzę grzecznie jak przyszedłem. Słońce zdążyło zmienić przez te kilka godzin położenie co mnie bardzo cieszy bo mogę teraz moim obiektywem celować w odmieniony krajobraz.
Jeszcze zjazd ekstremalną Trollstigen w kierunku campingu i koniec kolejnego dnia w norweskich górach. Teraz tylko próbować zasnąć w białą noc w cieniu domu Trolli i czekać kolejnych emocjonujących dni.
Link do całej galerii poniżej :)
https://picasaweb.google.com/112312179743284627330/Trollveggen?authuser=0&feat=directlink
Pięknie tam, szczególnie ten leżący śnieg w środku lata... :-)
OdpowiedzUsuńmożna się schłodzić ;)naturalna klimatyzacja :)
UsuńNie potrafię napisać więcej niż "cudownie". Przejrzyste powierze, przepiękne krajobrazy. :) Widać radość pasji na twarzy.
OdpowiedzUsuńfakt :) powód do radości był, pogoda dopisała więcej niż bardzo :)a krajobrazy mi się do dzisiaj śnią :)
UsuńDla samego sniegu latem bym poszła;)
OdpowiedzUsuńOj przydał się ten śnieg w ten upalny dzień... ;)
UsuńOj Norwegia to jedno z moich największych marzeń... na razie bardzo odległych :(
OdpowiedzUsuń