Szukanie przejścia nie trwa długo, zaraz po minięciu leśniczówki przez mostek przeprawiamy się na drugą stronę strumyka i zaczynamy na dziko bez szlaku podejście do góry. Mgły opadają i zaczyna się przez nie przebijać słońce. Jednak szczęście nam dopisuje, mimo że ranek tego nie zwiastował, robi się słonecznie.
Podejście jest dość strome i długie, słonko przygrzewa więc ściągamy nasze wierzchnie kurtki bo robi się nam gorąco. Dalej jednak nie wiemy gdzie ten czerwony szlak i na każdym rozstaju dróg na chybił trafił wybieramy ścieżkę, byle do góry. Nie narzekamy jednak zbytnio że szlaku nie ma, okolica urocza, nikogo oprócz nas, można w ciszy i spokoju delektować się późnojesienną przyrodą.
Jednak po godzinie z niepokojem zauważamy że nawet dzikie ścieżki gdzieś nikną w gęstwinie lasu, a podejście coraz bardziej strome, a drzewa i krzaki bardziej gęste.
Mimo tego postanawiamy spróbować przedrzeć się przez tą gęstwinę i podejść jeszcze wyżej. Liczymy na to że z grzbietu góry więcej zobaczymy a i może jakaś leśna droga się trafi.
No i opłacił się ten jeszcze jeden zryw i wysiłek żeby wyjść na grzbiet góry. Trafiamy na drogę przez którą przebiega szlak i to nie jeden, ale dwa. Nam jednak wystarcza jeden, ten czerwony. Teraz już wiemy że zmierzamy w dobrym kierunku. Po kilku minutach docieramy do rozdroża z rogaczem który informuje nas że jesteśmy na szczycie Gaiki 808 m n.p.m. Przed nami jeszcze godzinka marszu, ale nie śpieszymy się zbytnio, w pobliżu szczytu jest polana z której pięknie widać Babią Górę i "Piłę" Tatr. Robimy przerwę na fotopstryki.
Po tej fotosesji ruszamy dalej w kierunku Przełęczy u Panienki. Zatrzymujemy się tutaj na chwilę by spojrzeć na kapliczkę ufundowaną prawie 130 lat temu przez nadleśniczego z Kóz.
Przed nami ostatni odcinek szlaku, teraz już w towarzystwie innych turystów, gdyż dochodzą tutaj inne popularne szlaki z pobliskich Kóz i Lipnika.
Na szlaku robi się coraz gęściej, sprzyjająca pogoda widać wygnała ludzi na spacery po lesie. Im bliżej szczytu tym więcej zwykłych spacerowiczów, turystów i rowerzystów. My w końcu też docieramy na zwieńczony żelaznym krzyżem szczyt Hrobaczej Łąki 828 m n.p.m. U podstawy krzyża znajduje się platforma widokowa, jednak na obecną chwilę nie spełnia ona swojej roli, gdyż młode drzewa wyrosły ponad nią i zasłaniają całą panoramę.
My schodzimy poniżej szczytu do schroniska, gdzie zamierzamy zrobić dłuższą przerwę na posiłek i odpoczynek przy gorącym kubku herbaty.
Rozsiadamy się przy wolnym stoliku i pałaszujemy przyniesione w plecaku dobroci. W środku dość gwarno, ale atmosfera całkiem przyjemna. Po posiłku zamawiamy jeszcze kawę, mamy spory zapas czasu, możemy się nacieszyć górami. Po godzince opuszczamy przytulne i ciepłe ściany schroniska i ruszamy dalej czerwonym szlakiem do Żarnówki Wielkiej skąd chcemy wrócić do Bielska autobusem.
Teraz mamy już z górki, zejście mija nam szybko i przyjemnie. Po nieco ponad godzinie dochodzimy do przystanku PKS i znowu mamy szczęście bo po chwili zjawia się autobus. Jednak opłacało się rano wstać i zaryzykować, pogoda się zmieniła na najlepszą jaka mogła być, a my wypoczęci i pełni górskiej energii wracamy do domu.
link do albumu
Świetne zdjęcia w fajnej relacji z moich ulubionych jesiennych Beskidów :) Tego właśnie mi było trzeba w taką pochmurną i deszczową niedzielę :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPoprzednia niedziela jeszcze była złoto jesienna :) Mieliśmy szczęście :)
UsuńPozdrawiam
Cudnie mieliście :) Najgorsze jest to, żeby się zmobilizować i rano wstać. Potem to już z górki ;)
OdpowiedzUsuńA oznaczenia szlaków w Beskidach często pozostawiają wiele do życzenia... Też nieraz zdarzało mi się gubić, a potem odnajdywać jakimś cudem szlak... :)
Błąd był mój i trochę niedokładność mapy na internecie... ;) Mimo to szlaki Beskidu Małego są chyba najlepiej oznakowanym pasmem górskim w Polsce :)
Usuńmy wczoraj i dzisiaj też mieliśmy super pogode
OdpowiedzUsuńkażda pogoda jest dobra ;) byle nie lało... ;) a gdzie można obejrzeć Waszą wyprawę? Bo już co nieco o niej słyszałem ;)
UsuńSprawdziłem na mapie innego wydawnictwa i faktycznie czerwony szlak zaczyna się w rejonie kościoła :) ale przynajmniej poznałem alternatywne drogi dojścia ;)
OdpowiedzUsuńO jaka ładna relacja:) Spacer był super! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam :)
UsuńZnane mi rejony z tegorocznego, zimowego przejścia bardzo podobną trasą. Ja niestety nie widziałem Tatr, jedynie Babią. Tzn widziałem, ale ledwo, ledwo, więc się nie liczy i muszę powtórzyć Tatry z Hrobaczej Łąki :-P
OdpowiedzUsuńdziękuję, również pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna relacja - świetnie się czyta i ogląda :) W Beskidzie Małym można odetchnąć. I jak pięknie na jesieni... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńYardo jednak przyznasz, że warto było wysadzić łebek z pod kołderki pójść na Chroboczą. :)))
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej zdjecia to potwierdzają .:)
Pozdrawiam. :)
...fajna wyprawa;-)
OdpowiedzUsuń